To jest zdecydowanie najbardziej absurdalna i abstrakcyjna wyprawa trenerska, jaką dotychczas powzięłam!
Całość trwała równiutkie dwie doby, najpierw się transportowałam kilkanaście godzin z Warszawy do Karpacza, potem kilka godzin spałam w hotelu, potem samo szkolenie i na nowo powrót całą noc w pociągu. Samo szkolenie zaczynało się 21.12.12 o godz. 10:00 czyli w rzekomy koniec świata 🙂
A oto jak było:
1. SPÓŹNIENIE
Spóźniam się na PolskiegoBusa o 9:00, widzę jak odjeżdża mi sprzed nosa. Bardzo niemiłe doświadczenie, nie dopuszczajcie do tego!
2. CZEKANDO
Zimuję na Metrze Wilanowska, gdzie przysłuchuję się fascynującej opowieści dwóch, bezdomnych od 20 lat, mężczyzn oraz jestem wdzięcznym słuchaczem Radnego Warszawy, gdy ten opowiada o posiadanym przez siebie Samsungu Galaxy Note. Ma na sobie także odzież roboczą, gdyż montuje słupki na Metrze Wilanowska.
3. ZE STOLICY DO WROCŁAWIA, SĄSIAD SMRÓD MI SPRAWIA
Jadę PolskimBusem o 11:30 do Wrocławia (349km). Pan za mną bardzo śmierdzi. Na wszelki wypadek, żebym nie miała złudzeń, w rozmowie ze swoją córką przez telefon mówi:
„Tak, przyjadę dziś, ale muszę się najpierw wykąpać, ogarnąć, jestem od 48godzin na nogach, mokry, zgrzany, spocony”.
Zgrzany, spocony? Ja zmarzłam.
4.ZAKUPY ZAWCZASU
Na dworcu Wrocław Główny kupuję bilet PKP na jutrzejszy wieczor z Jeleniej Góry do Warszawy. Odczuwam trochę smuteczek, że nie w wagonie sypialnym, ale niech tam, i tak będę tak zmęczona, że usnę na siedząco.
5.PKS DO JELENIEJ
Ruszam PKSem z Wrocławia do Jeleniej o 18:45 (116km). Ciemności jakie napotykam po drodze przypominają mi nocny przelot katamaranem na Karaibach w styczniu 2010. Dokonuję też odkrywczej refleksji „Jestem w górach!” Jak śmiesznie, wcale go nie planowałam! 🙂
6.PANIKA PRZEDKORYTARZOWA
W trakcie podróży dokopuję się też do informacji, że na jutrzejszym powrotnym bilecie PKP jest napisane „001 M. DO SIEDZENIA 72 KOR.” i łkam w duszy z przerażenia, że czeka mnie cała noc w pociągu na KORytarzu.
Po opanowaniu wewnętrznej paniki, dzwonię o bliskiej mi Duszy, zwierzam się żałośnie ze wszystkiego, po czym dostaje obuchem w łeb ponownie, bo Owa Dusza twierdzi, że teraz żeby oddać bilet (i np. wymienić na PKSa z Jeleniej do Warszawy z GWARANTOWANYM miejscem siedząco-półleżącym) musiałabym jechać tam, gdzie bilet kupiłam, czyli do Wrocławia na Dworzec PKP, a plan powrotny nie zakłada wizyty we Wrocławiu. Łkam tym głośniej!
Finalnie uspokajam się jednak ostatnim zdaniem na stronie http://intercity.pl/pl/site/niezbednik-podroznego/reklamacje-i-skargi/terminy-wnoszenia-reklamacji,-skarg,-wnioskow-oraz-zwrotu-biletow.html, zgodnie z którym mogę oddać bilet PKP w DOWOLNEJ KASIE. Oby internet miał rację, nie Dusza.
(Oczywiście następnego dnia okazuje się, że panika była niepotrzebna, albowiem zapis „001 M. DO SIEDZENIA 72 KOR.” oznacza, że jest to zupełnie eleganckie siedzące miejsce w przedziale OD STRONY KORYTARZA, a nie na korytarzu :])
7. TAXÓWKĄ NA PÓŁMETKU
Jestem w Jeleniej o 20:45. Najbliższy (i ostatni!) PKS do Karpacza o 22:20. Przełamuję moją nieśmiertleną i niezłomną zasadę niejeżdżenia taksówkami, zamawiam taksę do Karpacza (18km). W trakcie poszukiwawczych telefonów za korporacjami odbywam zabawną rozmowę.
JA: „Dzień dobry, czy to Taxi Jakieś Tam?”,
ON: (cedząc przez zęby, tak, żeby – nie wiem, nic nie wiedząca żona nic się nie domyśliła?) „Proszę Pani, to już nieaktualne”.
8. MA SIĘ TE ZNAJOMOŚCI
Taksówkarz jest miły i nie śmierdzi, jak fantastycznie! 😀 Pierwszy numer taxi zapisany w moim telefonie, jeleniogórskiej oczywiście, how handy!
9.HOTEL!
22:00 DOJECHAŁAM!
Pani w hotelu Malachit daje mi klucz najbliżej restauracji, w której właśnie trwa bardzo głośna (i końcowoświatowa) impreza integracyjna grupy, którą jutro szkolę. Proszę o zamianę na pokój nieco oddalony, udaje się. Echo jednak ciągnie aż tutaj… To będzie dłuuuuuuga noc! Co ciekawe, Pani z recepcji, na prośbę organizatorów, zaprosiła mnie na dołączenie do tej radosnej gromady (byliśmy chyba zresztą jedynymi gośćmi hotelowyim). o.O Mój własny Kodeks Trenera zabrania mi pójść na jakąkolwiek imprezę, tym bardziej że czeka mnie jeszcze nieco przygotowań.
10.PUENTA
I puenta, moje drogie Dziubaski: pokonałam 483 km w 13h, pokonam jeszcze kolejne tyle przy powrocie, a moje szkolenie z wizualizacji dla fabryki związanej z rynkiem szklanym trwa 4h 🙂
To się dopiero nazywa „KOCHAĆ TO, CO SIĘ ROBI”! 😀
(No i trochę też „chcieć zarobić 40% swojej dotychczasowej miesięcznej pensji w 4h”, ale któż jest bez winy? I bez rachunków :D)
Przeczytaj drugą część przygód w Karpaczu 🙂