Otóż mylypaństo, byłam w telewizji. Nie uznaję tego za jakieś specjalne osiągnięcie życiowe (bo większym są dla mnie moje wystąpienia na konferencjach z serii TEDx, a pocisnęłam tego już 3 sztuki). Ale uznaję to za ciekawą przygodę. Już raz byłam (lata temu w Ugotowanych, o czym możecie przeczytać na blogu tutaj). Ale Ugotowani nie byli na żywo. A to właśnie ten czynnik „nażywości” czyni dla mnie wystąpienie w programie śniadaniowym stresującym.
Ale melduję wszem i wobec, że wbrew moim obawom nie zrobiłam z siebie pośmiewiska, nie użyłam żadnego słowa powszechnie uznanego za nieodpowiednie do telewizji, wrzuciłam co prawda mazak na podłogę sukienką (czyli dupą, ale nic nie powiedziałam o własnej dupie, e‑e, ani słowa), ale nie takie problemy techniczne się ogarniało (pamiętny mikrofon na TEDxWrocław 2013, #PsychofaniZnajo). Przy tej okazji chcę złożyć wyrazy podziękowania.
Dziękuję Komisji Oskarowej, dziękuję Szkole Improwizacji Impromania.pl pod okiem Daniela Siedleckiego, dziękuję klasie teatralnej z liceum, dziękuję tym wszystkim latom na sali szkoleniowej. I dziękuję mojemu wewnętrznemu błaznowi i aspirującemu stand-uperowi, że jednak nie zrobiły ze mnie mema na całą Polskę 😜 A totalnie mogły, oesu, jak mogły. #TakaMarnacjaOkazji!
No ale do brzegu.
O wystąpieniu w Pytaniu na śniadanie dowiedziałam się w środę 15-go kwietnia, a wystąpiłam 20-go w poniedziałek. Miałam sporo czasu na przygotowania. Ale wiecie, jak jest. Plan to jedno, a życie to drugie. Miałam przygotowane flow swojego wystąpienia, ale to było tylko moje flow. W programie byliśmy w trójkę, dwóch prowadzących i ja. To sobie mogę planować. Nasza ośmiominutowa interakcja poszła w kompletnie innym kierunku, niż sobie gruntownie i – nieomalże – co do minuty zaplanowałam. Z materiału rysunkowego, który sobie przygotowałam dzień wcześniej przed programem, zrealizowałam dokładnie 0% 😂
Wszystko było improwizowane! Moje suchary też! #TolmixHeheszek Możecie do oczywiście zobaczyć na własne oczy tutaj:
Odsmażamy treści(o)wego kotleta
Ale, jako że jestem wielkim fanem ciągłego recyclingu i upcyklinu wytworzonych przez siebie treści (nazywam to odsmażaniem treści(o)wego kotleta) to uznałam już po programie, że skoro przygotowałam sobie różne różności pod odcinek (na pięciu kartkach A4) i dumna z nich jestem piekielnie, to się jednak nimi podzielę w poście, bo wierzę, że mogą komuś pootwierać klapki w głowie. Co prawda nie ujrzały światła dziennego w TV, ale ujrzą na moim blogu.
No więc, jaki był plan? Co miałam powiedzieć i pokazać w programie, co się nigdy nie wydarzyło?
Dzięki temu postowi na moim blogu macie okazję przeżyć dwa odcinki programu Pytanie na śniadanie. Jedną wersję programu – wersję reżyserską, która finalnie poszła na antenę (link powyżej). A druga wersja to wersja aktorska. Czyli ta moja. Tak miało być.
Mieliśmy wyjść od pytania: ” Facetko od rysowania, Ryślicielko®, to…
…na czym polega zapamiętywanie przez rysowanie…?”
No i wyszliśmy od tegoż. Plan był taki, że porównam sytuację standardowej nauki ucznia z metodą nauki wzbogaconą o MW (myślenie wizualne). Klasycznie uczeń jak np. ogląda coś, czyta albo słucha lekcji, to ZAPISUJE (tekstem) najważniejsze rzeczy.
Ja jako Ryślicielka® apeluję o to, żeby poza zapisaniem tego na papierze w formie tekstu, uczeń dążył do jak najbardziej trwałego zapisania tego W GŁOWIE, czyli na swoim twardym dysku. Dzięki temu po kilku dniach (np. 3 dniach, jak na rysunku) będzie mógł to z tej głowy wyjąć. I dla tej umiejętności warto, by do swojej edukacji wplatał myślenie wizualne.
Ale co ważne: w myśleniu wizualnym przede wszystkim chodzi o MYŚLENIE (o czym pisałam np. tu). Możemy o tym myśleć tak: idea, której jako Ryślicielka® jestem ambasadorką nazywa się przecież:
(słowo nr 1) Myślenie
(słowo nr 2) wizualne
To od myślenia się zaczyna, myślenie idzie jako pierwsze. Najpierw muszę zadać sobie pytanie – co to jest, to co słyszę? Jak to narysować? Jak to się łączy z tym, co już wiem? Muszę ruszyć łepetynką.
A dopiero, gdy znajdę jakieś połączenia i skojarzenia, przystępuję do wizualizowania.
Dlatego myślmy o myśleniu wizualnym (czy – jak wiele osób to niesłusznie upraszcza nazywając to po prostu skrótowo rysowaniem) jako o narzędziu do myślenia.
Tu – w moim grande planie telewizyjnego podboju wszechświata – było miejsce do nawiązania do czyjegoś wystąpienia o olejkach. Miała być ponoć przede mną osoba opowiadająca o właściwościach różnych olejków. Przeprowadziłam sobie symulację w trakcie mojej jednoosobowej próby generalnej, że – załóżmy – mówimy o oleju arbuzowym.
(podkreślam, że cała merytoryczna wiedza o olejku arbuzowym jest przeze mnie ZMYŚLONA, chciałam to po prostu „na sucho” przećwiczyć i sprawdzić, jak bym potencjalnie mogła to zrobić).
No więc pierwsze pytanie: jak narysuję olejek arbuzowy?
Żeby narysować olejek wybrałam kształt naszej domowej buteleczki z oliwą. Wygląda tak:
Żeby mieć 100% pewności, że chodzi tu o olejek arbuzowy, dorysowałam tam arbuza (przekrojonego – dlatego widzimy pestki) i podpisałam ARBUZ.
No i przyjęłam sobie, że – załóżmy, bo przecież wymyślałam sobie tę wiedzę! – olejek arbuzowy doskonale wygładza zmarszczki.
W mojej głowie pojawiło się zatem kolejne pytanie: Jak dodać wiedzę o wygładzaniu zmarszczek na już istniejący rysunek?
- Gdzie występują zmarszczki? – Pomyślałam. – No wokół oczu na przykład.
No więc arbuz wyszedł poza kadr butelki z oliwą i stał się jednocześnie przedłużeniem OKA. Wyobraziłam sobie, że źrenica narysowanego oka jest właśnie w kolorze różowego arbuza, albo zielonkawej skórki tegoż. I tak powstał szybki rysunek sklejający (przypominam, zupełnie wymyśloną) wiedzę do kupy. Jest to wydumany na potrzeby programu przykład tego, o co tak naprawdę chodzi w myśleniu wizualnym i jak może nam ono pomóc w zapamiętywaniu najróżniejszych treści:
Idźmy dalej.
PUNKT 1: mnemotechniki (np. rzymski pokój)
W planach mojego wystąpienia miałam dalej opowiedzieć o mnemotechnikach (technikach zapamiętywania), ponieważ myślenie wizualne świetnie się z nimi łączy (czy raczej odwrotnie: to mnemotechniki bazują na myśleniu wizualnym). Jest cała masa mnemotechnik, które korzystają z naszej wyobraźni. Są to na przykład łańcuchowa metoda skojarzeń oraz rzymski pokój. Przy tłumaczeniu, na czym polega metoda rzymski pokój (zwana też pałac pamięci albo metoda loci) planowałam oczywiście zrobić to rysunkiem. I powstał taki oto rysunek:
Zaczęłam od narysowania Koloseum (i włoskiej flagi), no bo ludzie drodzy, czyż to nie oczywiste? 😉 Przecież jeśli moja potencjalna notatka o mnemotechnikach zawierałabym kilkanaście nazw różnych technik, to chciałabym zadbać o to, żeby umieć bezwzględnie odróżnić jedną od drugą. Dlatego myśląc o Włoszech, pomyślałam od razu o Rzymie, a skoro Rzym, to i Koloseum. Potem przyjęłam (skoro to przecież rzymski POKÓJ), że to całe Koloseum będzie tapetą w pokoju. Zaznaczyłam 6 punktów, które mogłyby być naszymi przystankami w tej technice zapamiętywania i voilà!
Dzięki temu rozrysowaliśmy sobie, na czym polega mnemotechnika rzymski pokój. A na czym polega?
Na stworzeniu sobie mapy pamięciowej jakiegoś pomieszczenia (albo całego domu, czy pałacu – stąd nazwa pałac pamięci) z ustaloną z góry kolejnością mijanych / widzianych przez siebie przedmiotów, a potem przypisywanie do tych przedmiotów listy pojęć / zagadnień, które chcielibyśmy / musielibyśmy zapamiętać właśnie w tej kolejności. Jeśli mielibyśmy np. zapamiętać listę zakupów składającą się z sześciu przedmiotów i z jakiejś przyczyny ważna byłaby ich kolejność, bo np. kolejność odzwierciedlałaby kolejność mijanych w naszym lokalnym sklepie działów (gdzie to mogłoby być: 1. jajka, 2. masło, 3. wyciskarka do czosnku, 4. olej sezamowy, 5. banany i 6. szampon) to zapamiętywalibyśmy je w połączeniu z kolejnymi punktami stop w naszym pokoju, czyli kolejno:
- fotel bujany = jajka
- wysoki kwiat w doniczce = masło
- wnętrze Koloseum = wyciskarka do czosnku
- flaga Włoch = olej sezamowy
- wisząca w rogu pokoju lampka = banany
- parapet = szampon
Ideą rzymskiego pokoju jest stworzenie w wyobraźni (albo na papierze) niedorzecznej, pełnej niespodzianek historii, która pomoże nam zapamiętać, że pierwsze na liście są jajka (w fotelu bujanym), drugie (w wielkim doniczkowym kwiecie) jest masło itd.
No i ja widzę przechodząc w wyobraźni obok fotela bujanego, że on bardzo powoli i prawie bezgłośnie się buja, słyszę nawet w głowie graną w ślamazarnie zwolnionym tempie piosenkę „koooookooooo koooookooooo euroooooo spokoooooooo” a na samym fotelu w kocykowym zawiniątku leżą jajka. Fotel buja się ekstremalnie powoli, żeby jajka się nie sturlały i nie zbiły 😛 Widzicie to?
Nagle zapamiętywanie listy zakupów, kolejnych punktów jakiegoś procesu, chronologicznej kolejności polskich władców czy innej listy staje się fantastyczną zabawą, a nie beznadziejnym i tak naprawdę niezwykle bezmyślnym wkuwaniem!
PUNKT 2: obalenie mitu „ja nie umiem rysować”
Kolejnym punktem programu miała być ważna rzecz, którą promuję od lat: obalanie paskudnie autokrzywdzącego mitu o nazwie „ja nie umiem rysować” (co robiłam np. w tym blogpoście). Żeby to zrobić planowałam pokazać prowadzącym jedną z dwóch technik, których uczę w trakcie moich szkoleń (szkolenia dostępne są tutaj), a mianowicie rysowanie pięcioma podstawowymi kształtami (o których pisze m.in. Mike Rohde w książce „The Sketchnote Handbook”).
Te pięć kształtów nazywane jest też często alfabetem wizualnym. Przy pomocy tych pięciu kształtów (kropka, kreska, trójkąt, kwadrat i/lub prostokąt oraz koło) planowałam zachęcić prowadzących do narysowania człowieka. A potem np. nieśmiertelnej kultowej żarówki, którą moglibyśmy zgodnie z życzeniem prowadzących przekształcić w coś innego. Np. symbol na myślenie wizualne (co też uczyniłam na tym szybkim przygotowawczym szkicu):
PUNKT 3: myślenie wizualne do nauki języka
Kolejnym elementem miało być pokazanie, jak fantastycznie można bawić się myśleniem wizualnym przy nauce słówek (np. języka angielskiego).
Do tego celu przygotowałam sobie 3 pary słów z języka angielskiego, które mogą sprawiać problemy przy zapamiętywaniu. Czyli:
- RACE (czyli wyścig, a nie tak jak można myśleć z polskiego, że rejs, bo rejs to po angielsku CRUISE),
- DATE (czyli polskie data) i DATA (czyli dane),
- oraz duet często mylonych, a znaczących coś zupełnie innego DESERT (pustynia) i DESSERT (deser).
O ile ja sama z rozróżnianiem dwóch pierwszych pojęć nie mam problemu, o tyle duet desert – dessert od lat sprawia mi nieco problemów, więc z przyjemnością przygotowałam absurdalnie śmieszne rysunki z całymi historiami, pomagające mi zapamiętać ich pisownie, a także akcentowanie! Jak to zrobiłam? O tak:
Duet RACE vs CRUISE
Idźmy po kolei. Sam pomysł na parę RACE – CRUISE pojawił mi się po zobaczeniu rysunku Karoliny Kess na facebookowej grupie RYSUJĘ DLA MOICH UCZNIÓW (gorąco polecam tę grupę!). W grupie można bardzo łatwo wyszukać pomoce edukacyjne przypisane do konkretnych przedmiotów (na przykład tu znajdziecie przykłady do języka angielskiego).
Rysunek Karoliny wyglądał tak:
Cudownie pokazywał rozróżnienie co znaczy co (angielski race = wyścig, a polski rejs = cruise), ale dla mnie był niewystarczającą metodą na zapamiętanie. Nadal sądzę, że mogłabym mieć problem z zapamiętaniem, no bo musiałabym po prostu „wkuć” wygląd rysunku. Nadal mogłoby mi się to mylić. Jak mam zapamiętać, że RACE to wyścig, skoro rejs też jest tam narysowany? Dlatego stworzyłam sobie swoją wersję ze śmieszną historią, która, jak słowo daję, zostanie chyba ze mną już do końca życia! 😂
Historia jest taka. Chcemy zapamiętać, że RACE to wyścig. Więc zaczęłam na szybko rysować Formułę 1 (moje pierwsze skojarzenie z wyścigiem). Ale okazało się, że nie umiem. Więc poszłam po coś łatwiejszego. Nie umiem narysować Formuły 1, ale umiem narysować flagę w czarno-białą szachownicę, symbol wyścigów Formuły 1. Trzon flagi wyrasta z literki R.
W zapamiętywaniu dołączam też wszystkie możliwe zmysły (więcej o polisensoryczności tutaj), dlatego flaga powiewając mocno na wietrze brzmi jak trzepoczący głośno materiał i brzmi to mniej więcej jak RACE-RACE-RACE. Mamy to!
Teraz chcę się nauczyć, jak jest po angielsku polski rejs (CRUISE), żeby oddzielić to maksymalnie od słowa RACE, identycznego pod względem wymowy do polskiego rejsu. Jakie przyszły mi do głowy skojarzenia? Co mi się kojarzy ze słowem rejs… Rejs…
Bam!
No przecież, że kultowe krawczykowe „Paaaaarostatkiem piękny reeeeejs!”. Dobra! No to bierzemy Krzysztofa Krawczyka i jego rejs parostatkiem. Narysowałam parostatek. W swojej wyobraźni rysuję sobie bardzo wyraźną i bardzo niedorzeczną scenę. Krzysztof Krawczyk płynie parostatkiem i śpiewa ze zamerykanizowanym akcentem Polaków mieszkających od lat w USA, a więc przesadnie akcentując miękką literkę r:
Parrrrrrrostatkiem w piękny… CRRRRRUISE!
Krawczyk odbył tak długi rejs po amerykańskich oceanach. że aż nie pamięta, jak jest REJS po polsku! A to ci dopiero!
I teraz, żeby to wzmocnić, żeby wbić sobie na wieki do łba, że polski REJS to jest tak naprawdę angielski CRUISE… to szukam dalej skojarzeń. Do czego przyczepić sobie słowo CRUISE…? Z czym mi, Polakowi, kojarzy się słowo cruise?
#BitchPlease, przecież wiadomo, że z moim nastoletnim crush’em, do którego się śliniłam jak psy do Pawłowa w trakcie eksperymentów – z Tomem Cruisem! Odjęło mu to co prawda w mig przystojności, uświadomienie sobie, że gdyby mieszkał w Polsce nazywałby się tak cebulaczo, tak zwyczajnie, ordynarnie – Tomek Rejs… No ale niech tam! Nadal jest przystojny. I kumpluje się z Krzysztofem Krawczykiem (i jest ledwie o 3 cm wyższy ode mnie #OhWell).
Baaaa! Chłopaki kumplują się tak bardzo, że Krawczyk trzyma Cruise’a za przedramiona, niczym Leonardo DiCaprio trzymał Kate Winslet w kultowej scenie – wait for it! – REJSU Titanica i wspólnie z Tomem śpiewają sobie w hybrydowym języku polinglisz:
Parostatkiem piękny CRUISE! CRUISE’m na fali, piękny CRUISE!
(bo, uwaga uwaga, dla aspirujących do szóstki z angielskiego: cruise znaczy nie tylko rejs, ale także statek)
Ryślicielka uczy i bawi, no naprawdę! (O pisowni słowa naprawdę zresztą też kiedyś uczyłam w tym wpisie)
Mega, co? Nauka potrafi być cudownie zabawna i przyjemna, jak sobie ją uprzyjemnimy w swoich głowach 🥳
Duet DATE vs DATA
Chcemy teraz się nauczyć, że angielskie DATE to po polsku data (jak w kalendarzu), a angielskie DATA to polskie dane. Różnią się tylko jedną literką (a tym samym mocno wymową).
Co zatem zrobiłam? Postanowiłam pobawić się jedyną różnicą między tymi dwoma słowami, czyli ostatnią literką. Muszę jakoś wyeksponować w rysunku E (w dacie) i A (w danych). No to jadziem:
Rysując datę (DATE), narysowałam kalendarz i naniosłam sobie wielkie E. I teraz jak ja to zapamiętam? Jak to połączę, że E jest właśnie przy dacie, a nie przy danych…? Jaką datę połączyć z literką E…?
Mam! E‑GZAMIN! Data egzaminu zawsze jest (albo powinna być!) wyraźnie zaznaczona na kalendarzu! Na przykład data egzaminu na prawo jazdy. Więc podkreślam, zakreślam, pogrubiam. I mam: datE = data! Data egzaminu!
(Zresztą, dla prymusów: słowo date oznacza nie tylko datę, ale też randkę. Więc możemy sobie też wkodować do pamięci randkę z Elwirą czy inną Elą albo Edmundem, jeśli mamy takich absztyfikantów w swoim pobliżu).
A dane? Wyobrażam sobie ekran komputera. Taki zielony ekran, jak w matrixie… Płyną po nim zera, jedynki… Ale co dziwaczne, zera i jedynki powoli znikają i cAAAAAAAŁy niemAAAAAL ekrAAAAn wypełnia się literką A. Pierwszą literką AAAAAlfabetu. Coś się chyba zaraz zacznie, jak AAAAlfabet… DATA = dane. Mamy to! Jadziem dalej.
Duet DESERT vs DESSERT
To od lat jeden z moich ulubionych przykładów z wykorzystania MW w nauce języków. Pamiętam co prawda pisownię (pustynia ma jedno S, a deser ma dwa S), ale cały czas myli mi się wymowa. Dlatego przygotowując się do Pytania na śniadanie, wbiłam sobie wieczór wcześniej taki rysunek i taką historię:
Desert to pustynia. Moje skojarzenie z pustynią? Wielbłąd. Wielbłąd na piaszczystej pustyni, w tle jakieś wydmy, palące słońce. Gorąc. Muszę zapamiętać, że pustynia pisana jest przez jedno S. Jak to zrobić? Wielbląd jest JEDNOgarbny. Ma tam zakitrane w garbie jedno S.
No ale dobra, dziś pamiętam, że jednogarbny, jutro zapomnę, pomyślę, że jednak był dwugarbny i wtopa. Jak wbić sobie do głowy (nie wkuwaniem, ale zabawą i myśleniem wizualnym), że on jest do szpiku kości jednogarbny?
Wielbłąd jest ewidentnie smutny. Rysuję mu posępną minę, smutne oczy. Smuci się, bo ma tylko jednego garba. A inni mają dwa. Tez chciałby dwa 😐
W dodatku wyobrażam sobie, jak brzmi wielbłąd (choć pojęcia nie mam!) i do tego celu dorysowuję mu dymek z jego smutnej paszczy, dymek mamroczący DEEE. De!
Dlaczego de?
Bo w wymowie słowa pustynia (desert) akcentujemy na DE (w dodatku S wymawiamy jako Z, dlatego też to sobie zapisałam).
Nabiera to wielkiego sensu, gdy zabieram się za rysowanie drugiego słowa, czyli deser (a po angielsku dessert, z podwójnym S)
Rysuję cudny wypasiony deser lodowy… Taki w pucharku! Wrysowuję tam dwie literki S. No wiadomo, że dwa razy S, jak bym miała wcinać deser lodowy, to co najmniej bym zamówiła deser z dwoma albo i czterema gałkami! Przecież nie jestem psychopatą, żeby zamawiać deser z jedną gałką. Deser jest na wypasie. Z jednego S zwisa kiść winogron, jest też rurka wbita w deser. I duuuużo litery S. Tak dużo, jak bym chciała gałek. Tak dłuuuuugo jak bym chciała, żeby trwała ta rozkoszszszszszsz jedzenia.
I co ważne: ta dłuuuugość i ilość powielonych literek S pokazuje mi akcent (przynajmniej w brytyjskim angielskim, bo jak się domyślacie, brytyjska wymowa nieco się różni od amerykańskiej). Bo brytyjski deser (czyli dessert = dɪˈzɜ:t) akcentujemy na ostatnią sylabę.
PUNKT 4: myślenie wizualne do nauki geografii (i właściwie czegokolwiek)
Potem chciałam pokazać, że nie tylko języków można się uczyć z wykorzystaniem myślenia wizualnego, ale też np. geografii. Pokazują to moje rysunki służące nauczeniu się flag i stolic kilku krajów europejskich.
Flaga Polski
Raczej niewiele jest Polaków, którzy nie wiedzą, jak wygląda flaga Polski, no chyba, że ich głównym zajęciem jest robienie w pieluchę i ssanie sutków swojej matki (albo swojej butelki), pytanie „a dlaczego?” dwanaście tysięcy razy dziennie albo są po prostu jeszcze przed momentem w życiu, kiedy są w stanie zrozumieć koncept flagi i się go skutecznie nauczyć. No ale jeśli ktoś nie zna jeszcze flagi Polski i ma się nauczyć nie tylko naszej flagi ale i też kilku innych flag w tym samym (albo super podobnym) kolorze, no to może skorzystać z mnemotechnik i swojej wyobraźni.
Jeśli wiemy, że polska flaga jest właściwie odwróconą flagą Monako i Indonezji, to jak możemy zapamiętać, że czerwony pas u nas jest na dole? Możemy to połączyć z wiedzą geograficzną, którą już mamy. Wiemy na przykład, że na dole (na południu) Polski są góry. A my kochamy góry. A kolor miłości to przecież czerwony…! Bam! Zakodowane. Pas czerwieni na dole, tam, gdzie nasze ukochane góry.
Albo właśnie nie kochamy gór! Nie znosimy ich! Bo akurat to w polskich górach kiedyś się tak przewróciliśmy na nartach, że krew sikała na wszystkie strony. Krew. Krew w polskich górach… Czyli pas czerwieni na dole! Zakodowane! Znamy już flagę polski.
Podaję dwa przykłady, bo nie o to chodzi, że one są jedynymi słusznymi przykładami. One mają BYĆ NASZE! Mają wychodzić z naszych map poznawczych, mają się NAM zakodować. Każdy z Was będzie mieć (i powinien mieć!) swój własny unikatowy pomysł na to, jak sobie zakodować dane informacje.
Flaga Włoch
Nie raz, nie dwa, nie 17 razy przyszło mi rysować w czasie graphic recordingu (zapis graficznego) flagę Włoch. Wiedziałam, że jest tam biały, zielony i czerwony, ale ni cholery nie byłam w stanie zapamiętać, jak te kolory się rozkładają (poza tym, że biały w środku) i każdorazowo musiałam ją google’ać. Pewnie nie ja jedna mogę mieć z tym problem. No więc jak można to zapamiętać? No znów, tworząc sobie wokół tego jakąś historię.
Kiedy piszę tego post na blogu, już jestem dumną posiadaczką wiedzy o fladze Włoch. Ale jeszcze 2 dni temu, zanim przystąpiłam do przygotowywania się do programu Pytanie na śniadanie, nie miałam pojęcia o układzie kolorów. Przygotowując się do Pytania na śniadanie wkodowałam sobie w mózg flagę Włoch w zasadzie już przy okazji rozrysowywania rzymskiego pokoju. Przypominam (poniżej) fragment tego rysunku.
Było Koloseum. Wbita w arenę Koloseum flaga Włoch z trójpodziałem kolorystycznym. I teraz: wiem od Wujka Google’a, że po lewej jest zielony pas, po prawej czerwony. Tylko jak to zapamiętać? Jak to wszystko połączyć mając już ten mój rysunek? No jak to jak. W obecnych czasach arena Koloseum porośnięta jest trawą (wiem, bo byłam). Więc lewy pas (tam, gdzie widziana trawa na naszym rysunku) jest na fladze zielony, a prawy pas jest czerwony. Jak to z kolei zapamiętać? Narysowałam sobie dwie krople krwi pod prawym czerwonym pasem. Bo w Koloseum (co mnie do szpiku kości zmroziło, kiedy odwiedzałam Rzym), odbywały się koszmarnie krwawe sceny.
Matko i córko, może właśnie po to miałam pójść do tego programu, żeby się wreszcie nauczyć flagi Włoch i kolejności pionowych pasów koloru?!
Ach, i jeszcze jedno! Dzięki temu rysunkowi mamy 2 w 1. Bo mamy też zakodowaną nie dość, że flagę Włoch, to i ich stolicę. Włochy, stolica: Rzym. Bo Koloseum jest w Rzymie. Psepani, poprose piontke! Już wpisuję.
Flaga Francji
Ten sam problem mam od lat z flagą Francji. No wiem, że są tam kolory (kolejność przypadkowa i celowo nieprawidłowa): biały, czerwony, niebieski, ale nie wiem, w jakiej kolejności.
No to uczymy się. Uczymy się na tą geografię zarówno flagi, jak i stolicy Francji (Paryż). Co mi przyszło jako pierwsze na hasło Paryż? No wiadomo, że wieża Eiffla. No to siup, szukamy kształtu Wieży. Takiego z grubsza. I szukamy, jak tam wpisać flagę. Żeby to nam się wszystko już do końca życia łączyło.
Po kilku próbach wreszcie znalazłam. Narysowałam wieżę Eiffla, wrysowałam tam flagę. I historia była taka:
Ponieważ po lewej jest niebieski na fladze, to rysuję tam chmurkę. Wiemy raczej, że chmury są białe, ale często są rysowane jako niebieskie. No albo są też na niebieskim tle, bo niebo jest niebieskie. No i dobra, widzę po lewej od wieży chmurę. Niebieski. Mamy to!
Logika mówi, że skoro po lewej niebieskie, no to czerwone musi być po samej prawej, ale nie pozwalajmy na takie szpary w wiedzy i ufanie, że w chwili „odpytywania” będziemy wiedzieć na 100%. Jeszcze nam ta czerwień całkiem umknie, nagle zapomnimy jaki to był kolor po prawej i co…? Zostaniemy z tym niebieskim, białym i… z niczym! Zakodujmy to dobrze, głęboko, każdy z kluczowych kolorów.
Dlatego po prawej, tam, gdzie czerwony pas narysowałam całującą się parę. Narysowałam serduszko. On się jej właśnie oświadczył na wieży Eiffla, zainwestował kilkadziesiąt euro, żeby ją na tą wieżę zabrać, postarał się, och och, jak romantycznie, och. Może nawet ta chmura za chwilę minie wieżę Eiffla, nadciągnie nad nich i ich obleje. Będzie jeszcze romantyczniej. Och och. Ona się zgodzi. No pięknie. Paryż, stolica miłości. Francja, kraj zakochanych. Och.
Mamy to! Jak nas spytają, jak wygląda flaga Francji i co jest stolicą Francji, to bez zająknięcia wiemy.
Flaga Belgii
Polska, Włochy, Francja. Powiecie, że jakieś banały biorę, bardzo znane flagi. Więc weźmy flagę – dla mnie przynajmniej – totalnie nieoczywistą. Flagę Belgii. Niby byłam w Belgii, a konkretnie w Brukseli (stolicy), ale żeby z flagi się wyspowiadać, to ni hu-hu. Flaga kolorystycznie jest podobna do flagi Niemiec, ale pasy kolorów idą w pionie, dokładnie tak jak u Włoch czy Francji.
No to już, bawimy się, kodujemy! Moje skojarzenia z Belgią?
Znam paru Belgów. Ale pierwsza osoba tej narodowości, jaka przychodzi mi do głowy to Mara, Mara Callaert (prowadząca zresztą kapitalną, konkurencyjną wobec mojej firmę Visuality.eu). Wizualizuję sobie twarz i postać Mary, żeby „na niej” zakodować sobie flagę jej kraju i stolicę jej kraju (Brukselę).
Co zrobiłam?
Wyobraziłam sobie Marę. Marę, która generalnie mówi i po angielsku, i po francusku i po niderlandzku. Tworzę w swojej wyobraźni jeden wspólny miks tych językow i on mi mocno brzmi z niemieckiego (dzięki temu skojarzeniu koduję sobie podobieństwo do flagi Niemiec). Jestem tym trochę zdziwiona. Mara po niemiecku? Nie wiedziałam, że Mara też i po niemiecku potrafi… Bo nie potrafi, ale potrafi w trzech językach, co by może brzmiały razem jak niemiecki… Ach, czyli flaga Belgii do niemieckiej podobna. No dobra. To już mam, ale potrzebuję szczegółów.
Wyobrażam sobie na moje ćwiczeniowe cele, że Mara szaleńczo zajadająca się zieloną brukselką (stolica Belgii – Bruksela). Całymi dniami wcina tylko tą brukselkę nadzianą na czarny widelec, aż jej oczy zielenieją. W dodatku jest jakoś tak dziwacznie ubrana:
Nie ma jednolitej bluzki, ale taką jakby sobie ją zlepiła z 3 bluzek (bo 3 języki). Rękaw ręki (widzianej przeze mnie jako) lewej jest w czarnym kolorze (bo tak jest na fladze). Ta sama czarna ręka trzyma zresztą tę brukselkę nadzianą na nasz czarny widelec (mamy w domu czarne sztućce!).
Sam środek bluzki zakrywający jej tors jest żółty (bo Mara generalnie jest bardzo pozytywną osobą, stąd żółty, plus przecież cieszy się z wcinacia tej brukselki, że hej!). A drugą ręką, tą, którą widzimy jako prawą, podpiera się zadziornie pod biodro i trzyma tam, nie wiedzieć czemu – serce (czerwone, dodam tylko. Serce jest czerwone). Idealnie się to serce wpasowuje w jej zgiętą ręką i talię. Albo wiadomo czemu – ona tę brukselkę tak kocha!
Widzicie to? 😂
Nie ma za co. Nauczyliście się właśnie flagi Belgii. I stolicy. Fakturę wyślę mailem.
Flaga Niemiec
Na koniec flaga Niemiec. Niby nasi sąsiedzi, niby znamy kolorystykę, ale – mówię przynajmniej za siebie – od lat borykam się z niemożnością zapamiętania kolejności tych kolorów. Więc przy okazji mojego wystąpienia w Pytaniu na śniadanie postanowiłam zrobić dobrze swojemu mózgowi i nauczyć się czegoś, co od lat kuleje.
No to siup, zrobiłam coś takiego:
I już tłumaczę swoją logikę.
Mamy 3 poziome pasy flagi Niemiec. I Berlin jako stolicę. Jak to zapamiętać?
Moje skojarzenia z Berlinem? No przeca, że Mur Berliński. No to niech flaga będzie po prostu naściennym kolorowym muralem na tym historycznym Murze właśnie.
A jaką mniej lub bardziej niedorzeczną (a dzięki temu łatwiej zapamiętywalną) historię sobie do tego rysunku dopowiedziałam moim rozbrykanym figlarnym umysłem?
No ludzie za czasów Muru Berlińskiego nie chcieli tego muru. Tęsknili za wolnością, za ludźmi z drugiej strony Muru. Za wspólnym odpoczynkiem może nawet tęsknili? Więc hop, rysujemy (dolny pasek) – żółty piasek plaży. Palma. Mamy już jeden z trzech elementów flagi.
Środkowy pasek na fladze? Jest czerwony. No więc kodujemy: że to zachód słońca jest! A niebo wtedy takie pięknie czerwone się robi…! Mamy zapamiętany środkowy czerwony pas. Tam, gdzie to słońce tak pięknie nostalgicznie i tęskno zachodzi…
Teraz zostaje nam tylko ten czarny, górny pas. Niech to będzie albo po prostu już czarne niebo (bo im bardziej słońce zachodzi, tym bardziej niebo robi się ciemne) albo na przykład taki komiksowy pasek narratora z napisem… BERLIN! Voilà!
Nareszcie! Nareszcie wiem. Idąc od góry: czarny (bo bardzo ciemne wieczorne niebo), czerwony (bo zachód słońca w smutnym Berlinie), żółty (bo tęsknota za plażą i wolnością).
PUNKT 5: myślenie wizualne do nauki historii (haki pamięciowe)
Kontynuując wątek flagi Niemiec, chcę, żebyś, droga Czytelniczko i Czytelniku, rozumiał, że myślenie wizualne może służyć do zapamiętywania absolutnie wszystkiego! Pokazałam to na języku angielskim, na geografii, ale sprawdzi się to także przy historii (i kaaaażdym innym przedmiocie, jestem gotowa postawić nawet na to pieniądze, i to w niepewnych czasach koronawirusa! 🤓).
Mało tego: możesz sobie też międzyprzedmiotowo, interdyscyplinarnie tę wiedzę kodować!
No więc na przykładzie: mogę dorzucić do mojej geograficznej notatki z flagą i stolicą Niemiec, datę 1989, czyli datę zburzenia Muru Berlińskiego. Bo np. jest to ważne i chcę to pamiętać i wiem, że przyda mi się to w dalszej nauce (z jakiegoś tam powodu, na przykład, że sprawdzian 🤣).
Tylko jak to zapamiętać, że to akurat 1989 był?
I tu wchodzi nam z pomocą kolejna mnemotechnika, czyli haki pamięciowe. Chodzi o to, żeby zapamiętać sobie już raz na całe życie cyfry z jakimiś przedmiotami i kształtami, które nam się kojarzą z tymi właśnie cyframi. Internet Wam oczywiście podpowie bezlik inspiracji:
Chodzi o to, żeby Wasze własne haki były Wasze i kojarzące się Wam już na wieki. Ja mam jeszcze inne niż te, które widzicie w powyższym screenie. U mnie na przykład 8‑ka to jest klepsydra, a 9‑tka to jest agrafka. No i chodzi o to, żeby sobie zapamiętać, że to był ’89 (daruję sobie zapamiętywania dziewiętnastki z pełnego rocznika daty, bo wiem, że to było w XX wieku, bo to było już „za moich czasów” – miałam wtedy dumne 3 lata 🤓).
No i tam, gdzie kończy mi się flaga, tam kończy się też Mur… Na Murze Berlińskim jest tam dopiska: ’89. I jest tam, już za nieistniejącym Murem dwójka ludzi, którzy nareszcie się ze sobą witają, jak Mur upadł. A właściwie wyobrażam ich sobie nawet nie jako ludzi, ale jako klepsydrę (jako pierwsza wychyla się zza muru) przybijają radośnie piątkę agrafce. Agrafka jest tym tak zachwycona, że jakimś cudem przypina się do szklanej powierzchni naszej klepsydry. Klepsydra się wcale nie oburza. Wcale jej to nie boli. Jest szczęśliwa, połączona z tą cudnie uśmiechniętą agrafką… 😍
Osiemdziesiąty dziewiąty! A dokładnie 1989! Upadek Muru Berlińskiego. Berlin stolica Niemiec. No i flaga Niemiec. Już raz na zawsze zapamiętana.
PUNKT 6.: myślenie wizualne do podsumowania
Ostatnim elementem, o jakim miałam wspomnieć w programie było pokazanie innych (nie tylko edukacyjnych i nie tylko dla dzieci i młodzieży) okazji do wykorzystania myślenia wizualnego. A więc chciałam rzucić kilkoma przykładami jak wykorzystać myślenie wizualne w życiu codziennym.
Miałam w miarę na świeżo w głowie 10 przykładów z mojego blog postu o wykorzystaniu w domu (link) i 5 przykładów wykorzystania w medycynie (link), ale chciałam upewnić się, że będę pamiętać ich jak najwięcej kiedy będę cala posrana w bryczesy ze stresu na antenie. Dlatego stworzyłam sobie notatkę podsumowującą. Samo jej zrobienie spowodowało, że te treści wskoczyły do mojej pamięci podręcznej i było mi łatwiej po nie sięgnąć.
Podsumowanie
Jak zatem widzisz, to co sobie przygotowałam nie pojawiło się nawet w minimalnym stopniu na antenie programu Pytanie na śniadanie! Jedynym elementem gdzieś tam zbieżnym było rozpisanie instrukcji dawkowania leków, o której była mowa w poście o myśleniu wizualnym w medycynie (a więc w tym moim wielkim rysunkowym podsumowaniu z wykorzystania myślenia wizualnego w domu i w medycynie):
Na szczęście improwizacja i radzenie sobie ze szybko zmieniającym się światem to są rzeczy, w których czuję się jak ryba w wodzie 🤪
Tym samym chcę też życzyć Wam, drodzy czytelnicy tego wpisu, żebyście i Wy już teraz się czuli jak ryby w wodzie, kiedy przyjdzie Wam się czegoś nauczyć. Bawcie się edukacją, bawcie się uczeniem się! Uczenie się może być absolutnie fantastyczne!
Choć łatwo jest zwalać na słynnych innych (na „złego nauczyciela”, na „zły” system edukacji, na złe książki, na zły system oceniania, na złe i niedopasowane do naszego życia warunki nauki w wymuszonej domowej kwarantannie), to ja bym jednak odwróciła kota ogonem i powiedziała tak: każdy jest odpowiedzialny (tylko i aż!) za siebie.
To JA, jako uczeń (a mam się za ucznia, bo uczę się całe życie, nawet i teraz) jestem odpowiedzialna za to jak (i w ogóle CZY) się czegoś nauczę.
Weźcie za siebie odpowiedzialność i uczcie się #PoSwojemu. Z elementami zabawy, myślenia wizualnego i wielkiej frajdy, jaką to może dawać. Powodzenia! ♥️
Dajcie znać w komentarzach pod postem, jakie metody Wam pomagają się uczyć!
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, nie zapomnij przeczytać także:
- Myślenie wizualne w domu – 10 sposobów
- Myślenie wizualne w medycynie – 5 sposobów
- Dwie styczniowe trąbki (czyli o Muralu oraz o tym, że w rysowaniu nie chodzi o rysowanie)