Ej, robicie podsumowania miesiąca?
To jest coś, do czego mam wielką słabość i bardzo lubię to robić. Robiłam to swego czasu na papierze na luźnych kartkach (na podstawie moich codziennych rysunków z Cudownika), potem w jakimś jednym notesie A4, potem na iPadzie w aplikacji Procreate (czego efektem są dwa wpisy na moim blogu, o czerwcu 2019 oraz o lipcu 2019), a potem… A potem przerwałam w ogóle robienie podsumowań miesięcznych, bo zepsuł mi się mój blog sklejony na taśmę klejącą, a poza tym porwał mnie potwór zwany #czwartykwartał i nie było kiedy nawet się zatrzymać na comiesięczny rytuał. 🤪
Podsumowanie stycznia „na lenia”
W tym miesiącu trochę z braku laku a trochę z lenistwa połączyłam dwa dość przypadkowe puzzle układanki.
Jeden puzzel był taki (czyli mój mural z przeczytanymi książkami dostępny anonimowo tutaj):
A drugi puzzel to było zdjęcie rysunku wykonanego na kalendarzu autorstwa Aneta sobie rysuje).
Wiedziałam, że chcę się tym jakoś podzielić ze światem, wykrzesać z tego jakąś inspirację i naukę dla moich licznych (czyli wszystkich siedmiu) psychofanów. Pomyślałam chwilę (a było tego z 27 sekund) i uznałam, że wrzucę to jakoś do jednego wora, na jedną „planszę”, żeby nie musieć patrzeć na dwa osobne pliki. No i zrobiłam podsumowanie miesiąca w moim absolutnie ukochanym narzędziu, o którego fantastyczności będę trąbić, aż doświadczymy wszyscy hydrokolonoterapii mózgu, tak, będę trąbić do porzygu po prostu, aż mnie znienawidzicie i odfollowujecie (bo jednak cały czas za mało osób zna to narzędzie). Czyli zrobiłam mural w Mural.co.
Dorzuciłam do moich wyjściowych dwóch puzzli garść zdjęć wykonanych w tym miesiącu, na dole zrobiłam sekcję czarnych karteczek z dodatkowymi ważnymi dla mnie informacjami i voilà! Podsumowanie, że nie siada ani mucha, ani pies też nie siada na komendę, bo jest zajęty zachwycaniem się nad tym rozwiązaniem. Tylko macha ogonem z wrażenia i ślini się na wykładzinę. To jest właśnie tak dobre.
Trąbka numer 1: MURAL
Czyli pierwsza merytoryczna trąbka tego posta brzmi: MURAL jest super.
Korzystajcie z Murala (albo z jakiegokolwiek innego programu tego typu, bo to nie jedyna interaktywna tablica w internecie), korzystajcie póki żyjecie, bo jak nie będziecie żyli, to nie będziecie mogli korzystać z Murala. I byłby smuteczek.
Co to jest mural.co?
(partia dla fanów absurdalnego humoru)
Mural.
Co?
Mural.co!
Coooo?
No mural.co!
Mural.co to – jak piszą o nim twórcy w języku lengłidż: digital workspace for visual collaboration. A po polsku to po prostu interaktywna tablica. Albo nawet nieskończonej wielkości ściana (a właściwie nieskończona ilość nieskończonych ścian), do których można przyczepiać karteczki, zdjęcia, linki, filmy, przesuwać całą zawartość murala dowolnie jak się tylko chce, można po niej też rysować, a wszystko w dodatku można udostępniać i pracować nad jednym muralem w tym samym czasie z wielością innych ludzi (ba, widzimy też co inni obecni na tym muralu w danej chwili robią swoją myszką i klawiaturą, więc to świetne także jako „wspólna kartka do bazgrania” w czasie super ważnego calla, na przykład na temat tego, który budynek na świecie bardziej przypomina genitalia*). No miodzio. Mural to idealne narzędzie do pracy wizualnej. Narzędzie, bez którego nie wyobrażam sobie życia (a korzystam jako #harduser od maja 2019 i korzystam z wersji płatnej, bo uwielbiam płacić za dobre oprogramowanie). Nasmarowałam już w Muralu 53 murale, a liczba pączkuje co najmniej jakby była popcornem przed wieczornym seansem #NetflixAndChill.
Trąbka numer 2: myślenie wizualne to nie (tylko) rysowanie
Druga merytoryczna trąbka, na której także od lat ochoczo, zawzięcie – i zdaje się nawet syzyfowo – wygrywam pieśń zaciętej płyty, ta druga moja misyjna trąbka nosi tytuł: w myśleniu wizualnym nie chodzi o rysowanie. No bo serio, mylypaństwo, nie chodzi. Podobnie jak W rysowaniu nie chodzi o rysowanie, co było przecież tytułem mojego trzeciego a śp. Michała Trochimczyka pierwszego TEDx’a, na którym wystąpiliśmy wspólnie:
Nie trzeba rysować, żeby korzystać z dobrodziejstw myślenia wizualnego.
Można mówić o sobie, że się ma przysłowiowe dwie lewe ręce (I say: ciesz się, mały niewdzięczniku, że w ogóle masz jakiekolwiek ręce – niektórzy ich nie mają, albo mają tylko jedną!), a i tak można korzystać z myślenia wizualnego.
Można twierdzić o sobie „nie umiem narysować zwykłej prostej kreski!” (toć to nie projekt mostu albo microblading brwi, kreska na luzaku może być i krzywa), a i tak można robić sobie i innym dobrze poprzez myślenie wizualne.
Można mówić: „nie umiem narysować kółka!” (toć nie musi być idealne, bo to nie nastoletnia wizja miłości i rycerza na białym koniu, tylko poglądowe kółko na tyle okrągłe, że odróżnialne od kwadratu albo trójkąta). Można się smucić na swoje zupełnie adekwatne, bo wystarczająco dobre i wystarczająco okrągłe kółka, a i tak robić myślenie wizualne.
Można nawet nie wykonać niczego, co jakkolwiek wpisywałoby się w czynność zwaną rysowaniem albo jej podobną (żeby wymienić choćby: bazgranie, bazgrolenie, ryślenie, gryzmolenie, doodle’owanie, flipowanie, szkicowanie, malowanie, myślografia nawet – ludzie, trzymajcie kapelusze, to mój faworyt! – wiślenie 🤪).
Bo w myśleniu wizualnym nie chodzi o rysowanie.
To o co chodzi w myśleniu wizualnym, skoro nie o rysowanie?
Chodzi o myślenie przy użyciu różnych pomocy wizualnych.
Można użyć karteczek w konkretnych, wcześniej przemyślanych kolorach (karteczki typu post-it), użyć zdjęć i je opisać tekstem, dodać gotowe symbole z aplikacji Mural, logicznie rozplanować przestrzeń, podzielić ją na osobne sekcje, dodać ramki czy pojemniki i jużeśmy pomyśleli wizualnie i ustawiamy się dziarsko w kolejce do odebrania hamerykańskiej nagrody Dana Roama w nieistniejącej dziedzinie „Napkin Academy Master od The World” albo podobnie nieistniejącej nagrody Jeannel King w plebiscycie „Good Enough Folks Rock the Galaxy!”.
Powtórzę raz jeszcze, bo widzę, że jeszcze mogło nie dotrzeć do wszystkich zgromadzonych:
Żeby myśleć wizualnie NIE TRZEBA rysować.
Myślenie wizualne NIE JEST synonimem rysowania.
A rysowanie NIE JEST synonimem myślenia wizualnego.
I na to wszystko, o czym tu trąbię, żywym dowodem jest właśnie ten mural (przepraszam, czy jest na sali filozof: czy byty w internecie… ŻYJĄ…? I mogą być ż y w y m dowodem? 😉) . Poza jedynym fragmentem (kalendarzowe podsumowanie poczynionych przeze mnie wartościowych zaproszeń w kalendarzu Anety) nie ma tam ani grama RYSOWANIA JAKO TAKIEGO wykonanego moją ręką. A to nadal jest myślenie wizualne. Niech rzuci mazak ten, kto uważa inaczej! (przypominam raz jeszcze cały mural):
Podsumowanie
Ufff. I trąbki nareszcie ucichły. Drzeć się już w tym wpisie więcej nie będę 😋 Wiecie już, że:
- Mural jest super oraz
- że w myśleniu wizualnym nie chodzi o rysowanie.
Powtórzę to w swojej historii jeszcze jakieś 174 razy i będę mogła się odmeldować.
A Ty?
A jak to jest u Ciebie, droga Czytelniczko i Czytelniku? Robisz podsumowania miesięczne albo murale maści różnej? Jak wyglądają?
Jaką przybierają formę?
Dlaczego właśnie taką?
Co Ci daje ich robienie?
Odezwij się w komentarzu pod postem na blogu, pogadajmy, co tam będziemy tylko rysować! 😉
* fragment super ważnego calla w super ważnej sprawie z super ważną osobą:
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, nie zapomnij przeczytać także innych wpisów związanych z podsumowaniami: