Czy zastanawialiście się kiedyś jak odpowiedzieć 10-letniemu dziecku np. na pytanie: co to jest bank?
Albo: od kogo babcia dostaje emeryturę?
Albo: skoro mama nie ma pieniędzy na kolejną z rzędu zabawkę, to czy nie może sobie ich dodrukować?
Albo: dlaczego jedne kraje są bogatsze, a inne biedniejsze?
Takie pytania często padają z ust dzieci i padać będą, a rodzice pewnie rozkładają ręce, no bo jak to dziecku wytłumaczyć tak, żeby zrozumiało…?
Można mu po prostu wręczyć książkę, która w prosty i urzekający sposób przedstawia założenia ekonomii. „Ekonomia. To, o czym dorośli ci nie mówią” nadaje się dla czytelnika w każdym wieku od 10 roku życia wzwyż. Zresztą zachęca do tego fantastyczny wstęp, w którym czytamy:
„Dla kogo jest ta książka? 0 – 9 lat. Troszkę za wcześnie (chyba, że Was intelektualnie poniosło”.
Ale także:
„Powyżej 85 lat. Jeśli wciąż jesteście dziarskimi staruszkami, czytajcie śmiało!”
Mnie osobiście ujmują także wideo-zapowiedzi, w których między innymi występuje – tak, tak! – syn autora, Staś. Jemu także zresztą dedykowana jest książka 🙂 Poniżej jeden z trzech filmów promujących książkę (reszta na YouTube).
Skąd się wzięła ta książka?
Miałam wielką przyjemność poznać autora książki. Boguś Janiszewski był we wrześniu 2015 roku uczestnikiem jednego z moich szkoleń z ryślenia dla trenerów. Miał wtedy ze sobą egzemplarz demo swojej książki, jeszcze wtedy w całkiem innym – bo poziomym – układzie. Nie muszę chyba wspominać, że książka urzekła mnie nie tylko ze względu na tematykę (jako niedoszła psycholog o ekonomii mam pojęcie nędzne, stąd chętnie zgłębiam), ale także ze względu na ilustracje Maxa Skorwidera, wykonane na papierze a następnie zeskanowane, co dodaje książce niesamowitego życia i namacalnego uroku.
O czym jest książka?
Podatki
Nie wiem, czy wiesz, że istniały lub istnieją na świecie różne podatki (wydawałoby się od absurdalnych rzeczy), takich jak np.:
- podatek od noszenia brody w Rosji w XVIII w. (hmmmm, nie lada gratka także i na obecne czasy, choć rok 2016 ponoć już nie będzie taki brodaty),
- podatek od cienia we Włoszech (wciąż pobierany!),
- podatek od krowich bąków w Estonii (nurtuje mnie metodologia mierzenia wielkości należnego podatku…! ;P),
- tzw. bykowe w Niemczech płacone przez osoby bezdzietne,
- i inne (te i inne przykłady znajdziesz w książce na stronach 58 – 61).
Kryzys i inne Wielkie Słowa
(pamiętaj – „wielkie”, a nie „duże”. Wiem to dzięki Polimatom)
Co prawda mało owoców kultury wyjaśnia kryzys ekonomiczny z 2008 roku – w mojej ocenie – lepiej niż film The Big Short, ale z perspektywy dzieci, nastolatków czy dorosłych, którzy potrzebują prostych odpowiedzi, książka Bogusia jest bezcenna.
A może ktoś z nas ma patent co zrobić, aby gospodarka działała dobrze? Np. Adam Smith (1723−1790) wymyślił „niewidzialną rękę” (strona 114) – pogląd zakładający, że gospodarka rozwija się najlepiej wówczas, gdy nikt jej nie przeszkadza. Gospodarka reguluje się samodzielnie, na co wpływ ma zaangażowanie i kreatywność ludzi.
W książce pojawiają się także wielkie teorie ekonomiczne z przymrużeniem oka. Np. teoria nieoznaczoności (strona 71), która mówi, że „górny pułap możliwości konsumpcyjnych przeciętnego nastolatka nie istnieje”. 🙂
Przy większych transakcjach gotówkowych zapewne łatwym rozwiązaniem byłoby posiadanie banknotu o nominale 1000 zł. Czy na pewno? A może ułatwi to życie fałszerzom lub przemytnikom nielegalnie przewożącym pieniądze?
Czego się jeszcze dowiesz z książki?
Wielu fascynujących rzeczy, np.:
- ile jest wszystkich pieniędzy w Polsce?
- o co chodzi w inflacji i hiperinflacji?
- jak zarabiają banki?
- o co chodzi akcyzie?
- dlaczego euro wciąż kosztuje inaczej?
- skąd wziąć pieniądze?
- czy da się załatać dziurę budżetową państwa?
Ale dość zachwytu. Cóż to za recenzja bez kilku małych prztyczków w nos? 🙂
Czego mi w tej książce brakuje?
Po pierwsze – użyteczność ilustracji.
Jako właściciela Pary Oczu dość czujnie patrzących na ilustracje pod kątem ich użyteczności (czy pomagają w procesie uczenia się, czy w nim przeszkadzają?), natrafiłam na kilka miejsc w książce, w których mój wewnętrzny Ryśliciel® głośno krzyknął z niedowierzania. Na przykład czemu, jeśli dowiadujemy się na stronach 32 – 33, że po naszym kraju krąży miliard stuzłotówek, co jednocześnie oznacza, że wszystkie „stuzłotówki zmieściłyby się do sześciu tirów”, czemu, czemu, czemu – pytam grzecznie! – rysunek pokazuje jednego tira? 🙂 No, w porywach do trzech (bo poza jednym w całości widzimy także po małych skrawkach dwóch innych. Treść wizualna (jeden TIR / trzy TIRy) nie wspiera treści werbalnej (sześć TIRów). Aułć.
Po drugie – dyskryminacja własnej działalności i tzw. „freelancerstwa”
A druga rzecz, która bardzo powoduje mój niedosyt… Wiesz, ile miejsca w całej książce (a ma 143 strony), jest poświęcone na mowę o własnej firmie, własnej działalności, pracy artystycznej, czy krótko mówiąc niestandardowej formie zarabiania pieniędzy na własny rachunek? Te miejsca można policzyć na palcach dwóch rąk, jest to w sumie 6 stron.
6 stron! Na 143 strony…! Czyli 4%… O własnej firmie.
Smutek w mym przedsiębiorczym sercu wielki!
Budżet domowy (strony 68 – 69)
Jest tutaj mowa o budżecie domowym i czytamy porównanie strumienia dochodów oraz wydatków małżeństwa Kasi i Piotra. Kasia pracuje w dziale marketingu i ma pensję w wysokości 3500zł miesięcznie, a Andrzej ma własną firmę informatyczną i zarabia 3000zł miesięcznie. Czyli – Andrzej zarabia o 500zł mniej mając swoją firmę. Ciekawe, ale smutne modelowanie… W głowie dziecka może pojawić się szybka nieświadoma nawet dedukcja (ba! u mnie się pojawiła taka myśl!): ej, czyli bardziej się opyla pracowanie u kogoś dla kogoś, a nie własna firma! Te dwie strony nie załamują mnie na szczęście tak dokumentnie bo:
- na początku analizy budżetu domowego padają słowa „każda rodzina działa trochę jak mała firma” – to dobra metafora, popieram!
- szacun dla Kasi, bo nie dość, że zarabia o 500zł więcej od swojego męża, to dodatkowo zarabia jeszcze 900zł na wynajmie mieszkania po dziadku (hurra! kobieta zarabiająca więcej niż mężczyzna, takie modelowanie także popieram! Uczmy dziewcząt, że mogą zarabiać tyle samo a nawet więcej niż mężczyźni!).
Etat czy firma? (strony 84 – 85)
Tu z kolei obserwujemy odpowiedź na pytanie „co jest lepsze: praca na etacie czy własna firma?”. Autor – w całej książce – nie daje nigdy jednoznacznej odpowiedzi przy prezentowaniu tego typu dylematów, zawsze pokazuje plusy i minusy jednego i drugiego rozwiązania.
Niemniej dostrzegam w treści podskórny przekaz, że jednak własna firma to wielkie niebezpieczeństwo…
Własna firma
Pierre, który ma własną firmę (piekarnię) opisuje nam swoją sytuację pięcioma zdaniami, z czego pierwsze brzmi:
- „Lubię swoją pracę, choć czasem jest mi ciężko”. Czyli niby jest fajnie (pierwszy PLUS), ale jednak bywa niefajnie (pierwszy MINUS, mamy 1:1).
- Potem kolejny minus, bo pracował ostatnio 12 godzin dziennie (1:2).
- Na szczęście sam sobie jest szefem (2:2).
- W zeszłym roku nie zarobił za wiele (2:3).
- Martwi się, bo zainwestował w to wszystkie oszczędności (2:4).
Mój odważny wniosek wynikający z powyższego pomiaru: 4 minusy do 2 plusów w przypadku własnej firmy… No słabo z tą swoją firmą, ryzykownie, niebezpiecznie…
Etat
Serge dla odmiany, który pracuje w banku, używa sześciu zdań do opisu swojego etatu:
- Jest zadowolony z pracy (1:0)
- Pracuje zwykle 8 godzin dziennie (2:0).
- Dostaje pensję, która wystarcza mu na życie (3:0).
- „Nie jest ona zbyt wysoka, ale liczę na awans i podwyżkę w przyszłym roku” (4:1).
- Latem był miesiąc na wakacjach (5:1).
- Szefowa go lubi (6:1).
6 plusów do 1 minusa w przypadku etatu. No cóż… Nic tylko iść na etat! Przy tak dramatycznej przewadze odpowiedź może być jednoznaczna :/
Moja firma (strona 142 – 143)
„Moja firma” to nazwa ostatniego rozdziału, najkrótszego w książce, bo zajmującego 2 strony… Jedyną nadzieję dopatruję w ostatnich słowach książki, bo brzmią one tak:
Prowadzenie własnej firmy to inaczej działalność gospodarcza. Działalność gospodarczą można prowadzić na tysiące różnych sposobów. My na przykład napisaliśmy i narysowaliśmy tę książkę.
A jaką firmę założysz Ty?
Jest na koniec zachęta dla Czytelnika, bardzo zuchwała i dająca do myślenia… I trzymam kciuki, żeby Czytelnik się przekonał tą ostatnią zachętą, bo merytorycznie to mogło go przekonać to marne 4% treści książki 😉
Ostatni rysunek, jaki widzimy w książce to okładka – takie mam domniemanie? – kolejnej książki Bogusia i Maxa pod tytułem „Moja Firma”. Wierzę i mam wielką nadzieję, że to niewypowiedziana przez autorów zapowiedź kolejnej książki o prowadzeniu swojej firmy. Jeśli tak jest – to już przebieram nóżkami i doczekać się nie mogę! Napiszcie i narysujcie ją proszę, pochłonę ją tak jak „Ekonomię”, pewnie za jednym posiedzeniem. Dajcie mi zaspokoić mój niedosyt i pokażcie dzieciom, nastolatkom i dorosłym, że prowadzenie firmy, owszem, jest czasochłonne, związane z ryzykiem, ale jest też nieprawdopodobnie nagradzające i o wiele bardziej satysfakcjonujące!
Mówię to ja, Trzydziestolatka, a miałam w swoim życiu 11 oficjalnych prac na etat, pewnie kolejne tyle nieoficjalnych dorabiań na boku (sprzątanie mieszkań, roznoszenie ulotek, mycie samochodów, sprzedawanie na straganie warzywnym, czy MLM’owa – o matko i córko! – sprzedaż Avon’ów, Oriflame’ów i Termomix’ów…!), a od 2012 roku (czyli od 4 lat) działam jako freelancer, w tym od 2013 roku (czyli od 3 lat) mam własną firmę i nie zamieniłabym tego na żaden, absolutnie żaden, ŻADEN etat!
Polecam!
Książka jest do kupienia np. w Empiku, w bardzo dostępnej cenie (ok. 33 zł):